Zimowy Poland Bike Marathon, Marki 2020

Zimowy Poland Bike Marathon, Marki 2020

Pierwszy start w 2020 był przetarciem i jednocześnie dopiero trzecim w tym roku wypadem rowerowym. Było to niestety odczuwalne od samego startu. Ruszając z czwartego, ostatniego sektora, byłem przekonany, że będę spokojnie przesuwał się do przodu stawki. Nic bardziej mylnego. W zimowym PBM biorą udział osoby regularnie trenujące przez cały rok. Amatorów takich jak ja (trenujących, ale bez wielkiego spięcia) jest zdecydowanie zbyt mało.

Nie spodziewałem się również sytuacji, których byłem świadkiem na trasie. Czyli niemalże walki na śmierć i życie na końcu stawki. Zaznaczam, że jechaliśmy w ogonie, nie walczyliśmy o żadne trofea. Więc nie rozumiem tak zajadłej walki, szkoda zdrowia i sprzętu.
Na samym starcie chamska walka łokciami i kolanami o pozycję. Niespełna kilometr dalej dziwnie agresywne zachowanie jednego z zawodników spowodowało kolizję. Zajeżdżanie drogi aby uniemożliwić wyprzedzenie, włącznie ze wspólną wywrotką – to nie jest dobry pomysł na trasie wyścigu. Ale niestety takie sytuacje zdarzają się, i to wśród tych, którzy nie walczą o miejsce w czołówce.

Kiedyś walczyłem, byłem ambitny… i chyba nadal jestem mimo braku spektakularnych wyników. Jednak jest coś takiego jak rozsądek i gra fair play. Niektórym brak tego co powinno być najważniejsze w sporcie amatorskim – dystansu do siebie i zwykłej radości ze wspólnych zawodów.

Wracając do PBM. Do wyboru były dwa dystanse. Pierwszy liczący 18 km (wyścig mini) i drugi dłuższy 31 km. Trasa pełna błota, piachu, korzeni i wykrotów. Organizatorzy, jak zwykle wykazali się sadystycznymi skłonnościami wytyczając trasę. Pod koniec pierwszej pętli – pomimo, że trochę odrobiłem do tych, którzy mi uciekli na starcie i parę osób wyprzedziłem – i tak byłem na minusie. Z założenia planowałem pojechać dłuższy dystans. Ale nie ukrywam, gdyby nie wcześniejsze ustalenia z kumplem, prawdopodobnie odpuścił bym sobie drugie okrążenie i zakończył na dystansie mini. Wyruszenie na druga pętlę wymagało wielkiego samozaparcia.

W trakcie jazdy dużą radość sprawiła mi rywalizacja z kobietą. Zawracając po zgubiony bidon, straciłem kilkadziesiąt sekund i jednocześnie nadzieję na jej wyprzedzenie. Ale nie poddawałem się i konsekwentnie jechałem swoje. Z czasem byłem coraz bliżej i bliżej i na 100 metrów przed metą udało mi się ją wyprzedzić. Ona, w przeciwieństwie do mnie, nie była zadowolona. Została wykorzystana jako dodatkowy motywator do walki z własnym zmęczeniem i zwiększania tempa ostatkiem sił. Ja walczyłem, a ona przecież nie wiedziała, że jestem tuż za jej plecami, coraz bliżej…

Nie będę komentował miejsca które zająłem. Ale faktem jest, że bardzo się nakręciłem i następne starty zaplanowałem z przeświadczeniem, iż będzie coraz lepiej. Musi być…

Autorem wszystkich zdjęć z PBM w Markach jest Zbigniew Świderski.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *