Zrobiłam Kimchi!

Zrobiłam Kimchi!

Przymierzałam się do tego zadania już od dłuższego czasu. I wreszcie się udało i mamy swoje kimchi! Nie wiem jak smakuje oryginał, bo jeszcze nie miałam okazji spróbować, ale moje jest pyszne i uzależniające. Jem od kilku dni i ze smutkiem patrzę na pustawy słoik. Na szczęście produkcja jest banalnie prosta, więc lada dzień nastawię kolejna porcję. Bo co jak co, ale domowe kiszonki są w dzisiejszych czasach na wagę złota!

Kiszonki są największym skarbem dla zdrowia naszych jelit. A zdrowe jelita oznaczają odporność na choróbska wszelkiego typu, prawidłową wagę i dobrą przemianę materii, zdrową skórę. Kiszonki podobno regulując pracę układu nerwowego mogą usprawniać wydzielanie neuroprzekaźników i przeciwdziałać depresji! Dlatego trzeba jeść kiszonki, najlepiej te domowe wyprodukowane bez przyspieszaczy typu ocet.

Kimchi robi się z kapusty pekińskiej. Więc na początek kupujemy wielką kapustę – taką ponad 1 kg. Kroimy na pół, potem wzdłuż na 3-4 części, a następnie szatkujemy niezbyt drobno. Pociętą kapustę wrzucamy do dużej miski i zalewamy mocno słoną zimną wodą (3 łyżki stołowe na 1 litr wody). W czasie gdy kapusta mięknie w wodzie w niewielkim garnuszku mieszamy 3 łyżki stołowe mąki ryżowej z 1 łyżką cukru i 1 szklanką wody i zagotowujemy. Mieszamy cały czas, aż mąka zamieni się w kleik. Odstawimy do wystygnięcia.

Drobno szatkujemy pół cebuli, ząbek czosnku i 1 cm korzenia imbiru. Zasypujemy pół łyżeczki soli i dokładnie ugniatamy na miazgę. Dodajemy 3 łyżki stołowe sosu sojowego, 2 łyżki papryki słodkiej, 1 łyżkę ostrej (jak ktoś lubi ostro to może dodać 2 łyżki) i mieszamy. Całość dorzucamy do wystudzonego kleiku i znowu dokładnie mieszamy.

Obieramy niewielka marchewkę i kroimy w zapałkę. Kapustę wyrzucamy na sito do odsączenia. Gdy wstępnie odcieknie przekładamy garściami niewielkimi porcjami do dużej miski dodatkowo dokładnie wyciskając wodę. Gdy cała kapusta jest w misce dodajemy kleik z przyprawami i bardzo dokładnie wmasowujemy w kapustę. Na koniec dokładamy marchewkę i opcjonalnie posiekany szczypior. Mieszamy i przekładamy do dużego słoja. Kimchi na początek przez 2 dni musi stać w temperaturze pokojowej. Gdy zaczyna być kwaśne możemy już zacząć je jeść, a słoik przechowujemy już w lodówce.

Z czym jeść kimchi? Ono trochę przypomina naszą tradycyjną kapustę, ale ma zdecydowanie orientalny aromat. Dlatego mi najbardziej smakuje ze smażonym ryżem.

W trakcie gdy gotuje się ryż na patelni rozgrzewam olej i wrzucam pół torebki mrożonej fasolki gotowanej na parze, trzy pocięte łodygi selera naciowego, dwa ząbki zgniecionego nożem i drobno posiekanego czosnku. Smażąc posypuję przyprawą tajską, po 5 minutach dorzucam ugotowany ryż i doprawiam sosem sojowym. Smażę jeszcze przez chwilkę i gotowe. Na talerzu całość można posypać posiekanym szczypiorkiem i sezamem.

Przygotowanie takiego lunchu trwa 10 minut, a na talerzu mamy bombę smaku i zdrowia. Aż mi szkoda, że dziś mam to już za sobą…



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *