Szczawnicka fasola
Pewnie żadna ona Szczawnicka, ale ponieważ właśnie w Szczawnicy zostaliśmy nią poczęstowani, to już niech tak zostanie.
W Szczawnicy w ostatni weekend kwietnia odbywa się Festiwal Biegów Górskich. Na mecie, oprócz tradycyjnego bufetu z jedzeniem lepszym lub gorszym – jak wszędzie, jest pewien bonusik. Otóż ze swoim stoiskiem ze swoimi specjałami rozstawiają się miejscowe góralki. I serwują różne pyszności.
W tym roku w maleńkich miseczkach z wykałaczką podawały wyjątkową fasolę. W wersji absolutnie prostej, ale przepysznej i wcześniej niespotkanej. Przy najbliższej okazji trzeba było spróbować odwzorować ten smak. Zwłaszcza, że taka fasola, to samo białko!
Zwykła fasola jasiek – duża, jak największa. namoczona na noc, następnego dnia odlana, przepłukana i gotowana na wolnym ogniu przez 2 godziny. Musi być miękka, na granicy rozgotowania, tak aby ziarna stały się miękkie, a skórka zaczęła pękać. Fasolę odcedzamy do miski. Posypujemy dużą ilością suszonego koperku. Do miseczki wyciskamy przez praskę trzy/cztery ząbki czosnku. Posypujemy łyżką soli i dokładnie ugniatamy łyżką. Po trochy dodajemy olej lniany, w trakcie mieszania olej z czosnkiem zaczyna przypominać konsystencją majonez. Pastę czosnkową wrzucamy do fasoli. Posypujemy pieprzem lub papryką chilli i ziołami prowansalskimi. Wszystko dokładnie mieszamy i odstawiamy na 2 godziny aby smaki wniknęły w fasolę.
Wcinamy wykałaczką jako przegryzkę. U nas wielka micha fasoli została zjedzona w ciągu jednego dnia. Jako przegryzka do piwa pewnie zniknęła by jescze szybciej!